wtorek, 4 sierpnia 2015

Rozdział 5

Dzisiejsze lekcje mogłyby się nie kończyć...
Jakoś nie uśmiecha mi się na myśl siedzenia przez godzinę w ciszy i wgapiania się w nauczyciela od geografii. Rose jak zwykle leżała na ławce prawie zasypiając, a ja bazgrałam bez sensu w zeszycie. 
Dylan mnie dzisiaj zaskoczył. Pokazał się z innej strony. Strony, której nie znałam i nie wiedziałam, że w ogóle taką posiada. Na początku wydawał się nieśmiały. 
-Co będziesz dzisiaj robić?-zapytała brunetka, obracając głowę w moją stronę. 
-Pewnie nic jak zwykle, a co?
-Przyjdź do mnie. Jeszcze się nie spakowałam, pomożesz mi. Przy okazji pogadamy trochę.
-Będę o 19. Pod warunkiem, że zrobisz kakao i coś dobrego do jedzenia.-powiedziałam uśmiechając się.
Craven pokiwała znudzona głową zgadzając się. 
Zadzwonił dzwonek i wszyscy wyszli z klasy. Niechętnie powlokłam się w stronę sali angielskiego. Rose mnie nie odprowadziła-kiedy tylko zobaczyła swojego chłopaka pobiegła do niego i rzuciła na szyje. Pomachali mi i wyszli ze szkoły. Dylan już czekał oparty o ścianę, robiąc coś na swoim telefonie. Kiedy mnie zobaczył, uśmiechnął się szeroko. 
-Nie wieżę, że przez ciebie, kretynie będę siedzieć bezczynnie przez godzinę w szkole. I to za karę! Pierwszy raz!-powiedziałam i uderzyłam go lekko z pięści w ramię. 
-Racja. Przez godzinę razem moglibyśmy robić dużo ciekawsze rzeczy... w moim łóżku.-powiedział i poruszył zabawnie brwiami. 
-Jesteś głupi.
Chłopak się zaśmiał i objął mnie ramieniem. W tym momencie przyszedł nauczyciel. Spojrzał na nas dziwnym wzrokiem i pokręcił głową. 
-Zazwyczaj, to twój brat siedzi po lekcjach, nie ty.-powiedział wpuszczając nas do sali. 
Westchnęłam cicho i usiadłam z tyłu klasy. Dylan usiadł obok i przysunął się do mnie.
-Wiesz co robi zamarznięta woda na chodniku?-szepnął do mojego ucha.
-Nie, co?
-Wyprowadza ludzi z równowagi.
Wywróciłam oczami i wyciągnęłam książkę z plecaka, żeby poczytać. Jednak cały czas słyszałam jakieś głupie żarty Dylan'a. A nauczycielowi chyba nie chciało się uciszać O'Briena. 
-Proszę, zamknij się.-warknęłam. 
-Wiesz, co to jest czasoprzestrzeń?-zapytał.
-Nie, a wiesz co to jest: ma brązowe włosy, jest głupi i strasznie mnie wkurza?-syknęłam odwracając się w jego stronę. 
-Nie, a wiesz jakie są dwa zwierzęta, które istnieją a nie żyją?
Postanowiłam go zignorować. Nie było to jednak takie łatwe, jak mi się wydawało. Godzina wydawała się dłużyć w nieskończoność, tak samo żarty bruneta. Wskazówki zegara wiszącego na ścianie leniwie przesuwały się do przodu. Myślałam, że zwariuję. W końcu nauczyciel wstał i powiedział, że możemy iść do domu. Szybko schowałam książkę i niemal wybiegłam z klasy. Szłam szybkim krokiem w stronę domu. 
-Hej ślicznotko!-usłyszałam nagle za sobą czyjś głos. 
Obróciłam się do tyłu i zobaczyłam jakiegoś wysokiego, umięśnionego blondyna z widocznie zielonymi oczami. Nie wyglądał zbyt przyjaźnie, dlatego jeszcze bardziej przyśpieszyłam.
-Gdzie się śpieszysz?-zapytał z kpiną.-Może się zabawimy?
Nagle poczułam szarpnięcie za włosy. 
-Lubię takie niewinne jak ty.-powiedział przytrzymując mnie jedną ręką, a drugą wsadził pod moją bluzkę. 
Przełknęłam głośno ślinę. Zaczęłam krzyczeć 'pomocy', ale blondyn zakrył moje usta dłonią. 
-Krzyczeć dopiero będziesz w moim łóżku.-warknął i zaczął mnie ciągnąć za sobą. 
Po moim policzku spłynęły łzy. Błagałam w myślach, żeby przechodził ktoś tędy i mnie uratował.  Kiedy już traciłam nadzieję usłyszałam czyjś głos nakazujący mnie puścić. Blondyn zaśmiał się szyderczo, ale mnie puścił. Podszedł wolnym krokiem do mojego wybawcy i spojrzał na niego nienawistnym wzrokiem. Wtedy dopiero zorientowałam się, że to Dylan mnie uratował. 
-Myślisz, że możesz tak po prostu...
-Jest moja!-warknął O'Brien przerywając blondynowi.
-Więc następnym razem nie pozwól jej się włóczyć po mieście jak nie jest oznaczona.-odszczekną blondyn i obrócił się w moją stronę.-Do zobaczenia, kochanie.
Odetchnęłam z ulgą, kiedy zielonooki zniknął za zakrętem.
-Skąd wiedziałeś, gdzie jestem i że mam kłopoty?-zapytałam pochodząc do Dylan'a.
-Nie masz zamiaru mi podziękować?-spytał rozkładając ręce, w celu przytulenia mnie.
-Dziękuje. Odpowiesz?-przeszłam obok niego ignorując jego gest.
-Chciałem cię dogonić i oddać ci... właściwie to nie. Miałem dać ci mój długopis i powiedzieć, że ci wypadł i przy okazji odprowadzić do domu, ale zobaczyłem jak ten frajer ciągnie cię gdzieś i stwierdziłem, że uratowanie cię jest lepszym pomysłem.-powiedział, a na mojej twarzy pojawił się uśmiech.
-Jesteś kretynem.-powiedziałam i kolejny raz tego dnia uderzyłam go w ramię.-Ale i tak dziękuję.
-To co, mogę cię odprowadzić?-zapytał brunet wyszczerzając zęby.
-Jeśli po drodze nie będziesz opowiadał tych głupich kawałów, to tak.
-Moje kawały nie są głupie.-powiedział oburzony.
-Wcale.-wywróciłam teatralne oczami.
-Co robisz jutro?-zapytał zmieniając temat.
-Pewnie nic, skoro Rose wyjeżdża.-wzruszyłam ramionami.
-To może pójdziemy do kina?-zaproponował.-Albo ty, Evan i Ally moglibyście wpaść do mnie na jakiś film.
-Zapytam się ich.
Przez resztę drogi Dyl był jakoś cicho. Kiedy stanęliśmy już pod moim domem, zapytałam go, czy coś się stało.
-Nic, po prostu wyobraziłem sobie co ten dupek mógł ci zrobić...
-Na szczęście nic mi nie zrobił, bo pojawiłeś się w idealnej porze i idealnym miejscu, za co kolejny raz ci dziękuję.-powiedziałam ci posłałam mu słaby uśmiech, na co odpowiedział mi tym samym.
-Do jutra.-powiedziałam machając mu.
-Pa.-powiedział i poszedł w swoją stronę.



***

-Możesz mi pomóc i usiąść na walizce?-zapytała Rose. 
Siedziałyśmy u niej w pokoju. Craven się pakowała, a ja oglądałam kreskówki. Wstałam leniwie z jej wygodnego łóżka i usiadłam na jej bagażu, a ona zapięła zamek. 
-Nie rozumiem, po co w ogóle się pakujesz, skoro pewnie i tak cały czas będziecie nago.
-Nie wyobrażaj sobie, zboczeńcu. Chyba zabrałam wszystkie potrzebne rzeczy.-usiadła na podłodze i rozejrzała się dookoła. 
-Dylan mi dzisiaj pomógł...-zaczęłam.
Brunetka spojrzała na mnie zaciekawiona, a ja jej opowiedziałam co się stało. 
-Dobrze, że nic ci się nie stało. 
-Zaprosił mnie jutro do siebie...w sumie to Evan'a i Ally też. 
-To powiedz im, żeby nie szli. Spędzisz trochę czasu z O'Brienem sam, na sam.-powiedziała zabawnie poruszając brwiami. 
-Ale może nie chcę?-zapytałam sarkastycznie. 
-Oj daj spokój! Będziemy chodzić na podwójne randki.-powiedziała szczerząc się.-Dylex. Brzmi nieźle. 
-Czasami się zastanawiam, dlaczego się przyjaźnimy.
-Bo ja mam jedzenie.-powiedziała i rzuciła we mnie paczką żelków. 
-A no tak.


***


Rozdział mi się kompletnie nie podoba...
Nie wiedziałam co pisać i co dalej z naszymi bohaterami. Mam nadzieję, że kolejny wyjdzie mi lepiej.
I przepraszam, że tak późno dodaję, miał być w niedzielę, ale jakoś nie mogłam się zebrać. 
Na pocieszenie zdjęcie Dylan'a <3 


DO NASTĘPNEGO :*