niedziela, 20 grudnia 2015

Rozdział 22


Po krótkiej drodze znaleźliśmy się w szpitalu. Szybkim krokiem udaliśmy się na recepcję. Na krześle siedziała wysoka, opalona czarnowłosa dziewczyna. 
-Przepraszam.-powiedziałam, próbując zwrócić na siebie jej uwagę. 
Kobieta podniosła na mnie znudzony wzrok znad telefonu. 
-Przywieziono tu dziewczynę, Rose Craven. Gdzie ją znajdę?-zapytałam drżącym z nerwów głosem. 
-Jesteś z rodziny?-zapytała od niechcenia. 
-Nie, jestem jej przyjaciółką.
-Przykro mi, ale nie mogę cię wpuścić. Tylko rodzina.-powiedziała i wróciła do swojej wcześniejszej czynności. 
-Jestem jej bratem.-powiedział Dylan.
Dziewczyna spojrzała na niego i od razu się ożywiła. Wyprostowała się i odłożyła telefon na biurko. 
-Oh, na pewno? Może zrobię ci szybkie sprawdzenie DNA?-zapytała i zagryzła wargę. 
Czułam jak wzbiera we mnie złość. Zacisnęłam mocno szczękę, powstrzymując się od przywalenia tej babie.
-Sami ją znajdziemy!-warknął O'Brien. 
Chwycił mnie za nadgarstek i pociągnął w stronę windy. Dylan zadzwonił do Thomas'a, zapytać się na którym piętrze są, a po chwili byliśmy już na 3 piętrze. Z nerwów trzęsły mi się ręce. Martwiłam się o moją przyjaciółkę. 
-Nie denerwuj się tak, na pewno nic jej nie jest.-powiedział pocieszająco Dylan. 
Objął mnie w psie i poprowadził w stronę rodziny Craven. Jej rodzice siedzieli na krzesełkach ze spuszczonymi głowami, Paul stał oparty o ścianę, a Thomas kręcił się nerwowo po korytarzu. 
-Co z nią?-zapytałam, nie kierując tego pytania, do nikogo szczególnego. 
Matka Rose podniosła na mnie swoje załzawione oczy. 
-Poroniła.-powiedziała, a moje serce zaczęło bić szybciej. 



~Rose~


Siedziałam na łóżku szpitalnym, tępo wpatrując się w ścianę przede mną. Obok, na krześle siedziała kobieta, która była psychologiem. Miałam  dupie to, co mówi. To były tylko puste słowa wyprane z emocji. Ja i tak wiedziałam, że nie zależy jej na tym, abym po rozmowie z nią poczuła się lepiej. To tylko jej praca i nic więcej. Nikt nie wie jak czuję się, w tej chwili. Mojego wewnętrznego bólu nie da się opisać słowami. Czułam, jakby ktoś odebrał mi połowę mojego życia. Po moim policzku spłynęły łzy, które szybko otarłam wierzchem dłoni. 
-To normalne Rose. Wiem, że strata dziecka to ogromny ból. Ale lepiej nie przeżywać tego wewnątrz siebie. Porozmawiajmy.-powiedziała, ściskając moją dłoń, którą szybko zabrałam. 
Miałam ochotę przywalić tej kobiecie krzesłem w twarz i wywalić ją przez okno. Emocje, w środku mnie szalały, a ja czułam, że zaraz nie wytrzymam i wybuchnę. Blondynka dalej coś mówiła, ale ja starałam się ją ignorować. 
-Może już pani wyjść?-wysyczałam wściekła. 
-Rose, chce ci pomóc...
-Nie potrzebuje twojej pieprzonej pomocy!-podniosłam głos.-Masz to gdzieś, czy mi pomożesz, czy nie. Dostajesz za to kasę i tylko to się liczy w tym cholernym świecie! A jak na razie pani mi nie pomaga, tylko strasznie wkurza, więc byłaby wdzięczna, jakby pani już stąd poszła i zostawiła mnie samą.
-Dobrze, w takim razie przyjdę jutro.-powiedziała i wstała. 
Odetchnęłam z ulgą. Na reszcie sama - ale nie na długo, bo zaraz po jej wyjściu, w sali pojawił się Thomas...


Leżeliśmy razem na łóżku, a ja prawie zasypiałam. Nagle poczułam okropny ból brzucha. Zacisnęłam mocno pięści na prześcieradle. 
-Rose, co jest?-zapytał zaniepokojony Tommy podnosząc się do siadu.
-Boli.-jęknęłam. 
Thomas wstał i oświecił światło. Podszedł do mnie, chwycił moją dłoń i lekko ścisnął. 
-Zawiozę cię na pogotowie.-powiedział i odchylił kołdrę, która była cała mokra.
Spojrzałam z przerażeniem na Thomas'a i już wiedziałam co się stało... straciłam dziecko. 


Kiedy tylko mnie zobaczył podszedł do mnie i pocałował w czoło.
-Jak się czujesz?-zapytał. 
-A jak mam się czuć?-zapytałam sarkastycznie. 
-Przepraszam, głupie pytanie.-powiedział i westchnął cicho, siadając na krześle. 
Nie potrafiłam spojrzeć mu w oczy. Jego głos, zapach, dotyk przypominał mi o naszym dziecku. 
-Thomas...-zaczęłam łamiącym się głosem.-Myślę, że powinniśmy zrobić sobie przerwę.
Chłopak spojrzał na mnie zdziwiony.
-O czym ty mówisz?
-O nas. Potrzebuję czasu Thomas. Muszę wszystko przemyśleć, poukładać. 
-Rose, nie zostawiaj mnie! Wiesz, że bez ciebie moje życie nie ma sensu!-powiedział i gwałtownie wstał. 
-Przykro mi Tommy. Potrzebuję odpoczynku. Nadal cię kocham. 
Thom posłał mi ostatnie zbolałe spojrzenie i bez słowa wyszedł z sali. Wiedziała, że go krzywdzę, ale ja naprawdę muszę wszystko przemyśleć i poukładać w sobie. 


~Alex~


Siedziałam oparta o ramię Dylan'a i bawiłam się jego dłońmi. Rodzice i brat Rose czekali niespokojnie, aż Thomas wyjdzie z sali. 
-Która godzina?-szepnęłam cicho do Dylan'a. 
Brunet spojrzał na zegarek na swojej ręce.
-Po północy.-powiedział i uśmiechnął się pod nosem.-Dzisiaj są moje urodziny.
-Wszystkiego najlepszego!-powiedziałam i dałam mu całusa w policzek. 
Czułam na sobie tęskny wzrok Paul'a. Po chwili z sali, w której leżała moja przyjaciółka, wyszedł Sangster. Po jego minie, można było wywnioskować, że jest zły. Nie zwlekając ani chwili, rodzice i brat Rose weszli do sali. Thomas usiadł obok mnie, chowając twarz w dłoniach. 
-Zerwała ze mną.-mruknął pod nosem.
-Co? Jak to?-zapytała równocześnie z Dylan'em. 
-Tak to. Powiedziała, że potrzebuje czasu.
Siedzieliśmy chwilę w ciszy, aż w końcu zza drzwi wyłoniła się głowa mamy Rose.
-Alex, Rose cię prosi.
-Zaczekam.-powiedział Dylan i posłał mi uspokajający uśmiech.
Wstałam z krzesła i weszłam do sali. W środku było duże okno, białe ściany i dwa łóżka - jedno puste, a na drugim siedziała Craven. Wyglądała strasznie. Wpatrywała się pustym wzrokiem w przestrzeń, oczy miała czerwone od łez, włosy posklejane i poplątane. Pomyślałam, że to nie może być Rose. Zawsze jest pełna życia, energii i niedorzecznie głupich pomysłów. 
-Rose.-szepnęłam cicho i usiadłam przy jej łóżku łapiąc ją za dłoń.-Jak się czujesz?
-Teraz?-zapytała sarkastycznie zerkając na mnie.-Strasznie zirytowana, słysząc to pytanie po raz setny w tym cholerny dniu.
-Thomas się o ciebie martwi.
-Alex, nie mogę nawet na niego spojrzeć. Wszystko związane z nim przypomina mi o stracie naszego dziecka. Nadal go kocham i jest jedną z najważniejszych osób w moim życiu, ale ja potrzebuję czasu.-wytłumaczyła. 
-Okej.-szepnęłam cicho. 
-Alex, jedź do domu i wypij się. Nie ma sensu, żebyście wszyscy tu siedzieli, bo ja też chce iść już spać.
-Na pewno?
-Na pewno.-powiedziała i przytaknęła głową. 
-W takim razie, przyjadę jutro. Kocham cię. 
-Ja ciebie te.-powiedziała, powiedziała, kiedy stałam już przy drzwiach. 



***


-Za kilka dni kończą się wakacje.-przypomniał mi Dylan.
-Cholera, rzeczywiście.-powiedziałam i cicho westchnęłam. 
-Chciałbym cię gdzieś zabrać.-powiedział zatrzymując się pod moim domem.
-Gdzie?
-Nie ważne gdzie, ale chcę być tylko z tobą.-powiedział patrząc prosto w moje oczy. 
Zagryzłam dolną wargę i przysunęłam się do niego. 
-Brzmi romantycznie.-mruknęłam.
Dałam mu szybkiego, przelotnego buziaka.
-Wejdziesz?-zapytałam odsuwając się od niego. 
-Nie, leć się wyspać. Jutro też chcesz jechać do Rose?
-Jeśli to dla ciebie nie problem...
-Będę po ciebie o 15.-powiedział. 
-Ja przyjdę do ciebie.-zadecydowałam i nie czekając na jakąkolwiek reakcję z jego strony wyszłam z samochodu. 
Weszłam do domu i od razu skierowałam się do łóżka. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, jak bardzo zmęczona jestem. Prawie od razu zasnęłam. 



***


Obudziłam się po południu. Wstałam z łóżka, wzięłam szybki prysznic, umyłam zęby, włosy upięłam w niedbałego koka i zeszłam na dół. Dzisiaj są urodziny Dylan'a, a ja mu nic nie kupiłam, więc oby lubił naleśniki. Kiedy zrobiłam już wystarczającą ilość polałam je syropem klonowym i wbiłam małą urodzinową świeczkę. Wyszłam z domu i szybko znalazłam się pod domem O'Briena. Drzwi otworzył mi sam Dylan. Był ubrany jeszcze w piżamę i przecierał zaspane oczy. 
-Sto lat!-powiedziałam z szerokim uśmiechem podając mu naleśniki. 
-Jezu, Alex kocham cię. Z Kelly umieramy z głodu.-powiedział i dał mi całusa w policzek. 
Weszłam do środka i udaliśmy się do kuchni. Przy stole siedziała Kelly i grzebała widelcem po pustym talerzu. 
-Jesteśmy uratowani!-krzyknął Dylan. 
Mała podniosła na niego swoje zielone oczy i szeroko się uśmiechnęła. 
-Alex!-zawołała i podbiega do mnie. 
Wzięłam ją na ręce i obróciłam dookoła. 
-Przyniosłaś jedzenie?-zapytała niedowierzająco. 
Zachichotałam cicho i odłożyłam ją na ziemię. 
-Idź jeść, bo za chwilę twój brat wszystko pochłonie.-powiedziałam. 
Kelly obróciła się do tyłu i wystawiła małą piąstkę w kierunku Dylan'a. 
-Tylko spróbuj!-krzyknęła. 
Usiadłyśmy przy stole. Dylan i Kelly jedli, a ja przyglądałam się im. Byli do siebie tacy podobni - brązowe włosy, cudowne uśmiechy. Różnił ich jedynie kolor oczu. Dylan'a były brązowe, czasami miodowe, a Kelly w kolorze szafiru. Kiedy skończyli, brunet zabrał się za sprzątnięcie wszystkich naczyń, a Kelly zaprowadziła mnie do swojego pokoju. Na środku nadal stał namiot, który zbudowaliśmy wczoraj. 
-Pobawimy się lalkami?-zapytała z nadzieją. 
-Pewnie.-uśmiechnęłam się szeroko, a ona w pudełku przyniosła swoją całą kolekcję lalek barbie. 
-To jest Alex. Jest księżniczką i jest najlepsza ze wszystkich. Podobna do ciebie, dlatego nazwałam ją tak jak ty masz na imię.-powiedziała wyciągając z kartonu lalkę o ciemnych włosach.-A to twój chłopak, książę Dylan. A to Rita. Jest wredna, nie miła i próbuje zniszczyć twój związek i księcia. 
Rita skojarzyła mi się z Ashley. Szmata, która próbuje zepsuć wszystko dookoła. Bawiłyśmy się chwilę i gdy akurat książę miał zamienić Ritę w ropuchę, do pokoju wszedł Dylan. 
-Mama wróci dzisiaj późno w nocy, a ja nie mogę zostawić Kelly samej.-powiedział. 
-W porządku, do Rose zajrzymy kiedyś indziej.-powiedziałam i uśmiechnęłam się. 
-A może pojedziemy na chwilę do Rose, a potem zabiorę was na lody?-zaproponował. 
Siostra bruneta energicznie pokiwała głową na 'tak' i przytuliła O'Briena. Minęło pół godziny, a my siedzieliśmy przy łóżku Craven. Dzisiaj wyglądała i czuła się o wiele lepiej. 
-Wyjdę jutro rano. W sobotę moich rodziców nie będzie w domu przez cały dzień. Wpadniesz do mnie na noc?-zapytała.
-Dobra.-zgodziłam się. 
Spojrzała na mnie, a później na Dylan'a spod zmrużonych powiek, a potem się uśmiechnęła. 
-Jesteście razem?-zapytała po chwili. 
Uśmiechnęłam się, brunetka zrobiła wielkie oczy. 
-Wiedziałam.
Wywróciłam teatralnie oczami, a Dylan zachichotał. 
-Widzisz, to było przeznaczenie.-powiedział O'Brien i próbował mnie pocałować. 
-Przestań.-jęknęłam, obracając się do niego bokiem. 
-Wyjdźcie już stąd, nie mam ochoty na was patrzeć!-powiedziała i pokazała nam język. 
-Zapamiętam to.-powiedziałam udając obrażoną. 
-Zaraz będzie tu Paul...-spojrzała porozumiewawczo na mnie. 
-Może ona nas po protu nie lubi?-zapytał sarkastycznie Dylan.
-No ciebie nie, O'Brien. Spadaj stąd!-powiedziała. 
Uśmiechnęłam się pod nosem. Taką Rose pamiętam i chce żeby została. 
-Idzie już, serio. Jak wyjdę, to nie dam wam spokoju i będziecie mieli mnie dość. 
-Na pewno?-zapytałam.
-Na pewno.
-W takim razie do jutro.-powiedziałam i wstałam z miejsca.
Dylan zawołał Kelly, która bawiła się na parapecie i wyszliśmy zostawiając Rose samą. 
-Teraz lody!-zażądała mała.



***


Mam już pomysł na nowe opowiadanie i powiem wam, 
że będzie ono kompletnie inne od tego, ale mam nadzieję, że wam się 
spodoba. Kto jeszcze nie zagłosował, czy chce, żeby nowe opowiadanie powstało, może to zrobić do 
końca stycznia ☺
Dzięki za wyświetlenia i komentarze, chociaż ich liczba ostatnio spadła :( 
W następnym rozdziale będzie dużo scen Alex-Dylan! 
Rozdział 23 pojawi się 24.12 z okazji świąt, to będzie
mój prezent dla was pod choinkę!
Rozdział dedykowany mojej przyjaciółce - Klaudii.
Za to, że jest zawsze przy mnie, wspiera i jest najlepsza na świecie!
Kocham cie wawariacie! ❤
Do następnego! ❤