środa, 25 listopada 2015

Rozdział 19


Rano czułam się jakbym się nie obudziła, tylko zmartwychwstała. Bolała mnie głowa i było mi strasznie smutno. Nie miałam ochoty wychodzić z łóżka. Evan'a już nie było w moim pokoju. Wygramoliłam swoje zwłoki spod ciepłej kołdry i poszłam do łazienki. Przemyłam twarz zimną wodą i uczesałam się. Zeszłam na dół. W kuchni siedzieli rodzice i cicho o czymś szeptali. Kiedy mnie zobaczyli, speszeni odskoczyli od siebie. Mama bez słów przytuliła mnie do siebie. 
-Jest coś do jedzenia?-zapytałam głosem bez emocji, siadając na wysokim, barowym krześle. 
-Zrobię ci jakieś kanapki.-powiedziała i posłała mi lekki uśmiech.
-Dzięki. 
Po chwili talerz z kanapkami stał przed moim nosem. Wzięłam jedną i zaczęłam leniwie przeżuwać. Kiedy już skończyłam jeść, wróciłam do swojego pokoju i umyłam zęby. Ubrałam się i znów zeszłam na dół. Siedziałam bez celu w salonie i patrzyłam przez okno. Wyobrażałam sobie, co musi czuć Dylan, jego mama, siostra... cała rodzina. 
-Alex...-usłyszałam cichy głos mojej mamy.-Twoi przyjaciele są już po ciebie.
Westchnęłam cicho i wstałam z miejsca. Wyszłam na dwór, a chłodny wiatr owiał moją twarz. Na podjeździe czekał już samochód Paul'a. Weszłam do środka, zajmując miejsce obok kierowcy. Blondyn przywitał mnie pocałunkiem w czoło, a siedzący z tyłu Thomas i Rose cichym 'cześć'. Przez resztę drogi na cmentarz nikt się nie odezwał. Kiedy dotarliśmy na miejsce, wszyscy już byli. Zajęliśmy miejsce na końcu i w ciszy przysłuchiwaliśmy się wypowiedzi i modlitwie księdza. Na końcu była przemowa Dylan'a. 
-Tato, gdzie jesteś? Jak zawsze nas zaskoczyłeś. Odszedłeś tak nagle i stanowczo za wcześnie. Zawsze pozostaniesz w naszych sercach i tęsknej pamięci. W każdym niezapomnianym wspomnieniu. Ziemia straciła wspaniałego człowieka, a niebo zyskało brakującego anioła. Na zawsze pozostaniesz w naszych sercach. Odebrano nam cię, ale wiem, że teraz jesteś potrzebny tam, bo tutaj wypełniłeś już wszystko, co miałeś dokonać. Kocham cię tato.-zakończył drżącym głosem. 
Po moich policzkach spłynęły łzy. Nie wyobrażam sobie stracić kogoś, tak bliskiego.
Paul otoczył mnie swoimi ramionami stając za mną. 
-Wszystko dobrze?-zapytał szeptem.
Pokiwałam twierdząco głową. Po całej uroczystości,  cmentarz zaczął pustoszeć. Dylan stał sam patrząc przed siebie. 
-Idziemy?-zapytał Paul.
-Zaraz do was przyjdę.-powiedziałam.
-Okej.-Paul spojrzał najpierw na Dylan'a, a potem na mnie i odszedł. 
Przepychając się w przeciwną stronę do tłumu chcącego dostać się do wyjścia, w końcu dotarłam do bruneta. Stanęłam obok niego. 
-Przykro mi...-zaczęłam.
-Mi też.-powiedział szorstko i nawet na mnie nie patrząc skierował swoje kroki do bramy wyjściowej. 
Stałam oszołomiona. Nigdy nie spodziewałabym się takiego zachowania po O'Brienie. Łzy jeszcze bardziej napłynęły mi do oczu. Przecież Dylan to mój przyjaciel, a przyjaciele się tak nie zachowują względem siebie. Łzy w końcu wypłynęły z moich oczu i zaznaczyły mokrą ścieżkę na moich policzkach. 



***


Od pogrzebu minęły 3 tygodnie. Od tego czasu nie wiedziałam i nie rozmawiałam z Dylan'em. Tęsknię za nim jak cholera. Za jego rozczochranymi włosami, słodkim uśmiechem, hipnotyzującymi oczami, silnymi ramionami, które oplatały moje ciało...
-Podać państwu coś do picia?-zapytała stewardesa. 
-Nie, dziękujemy.-powiedział Paul za nas oboje.
Jesteśmy w samolocie do Londynu. Ja, Paul, Rose, Thomas i Dylan. 
-Prosimy zapiąć pasy i przygotować się do lądowania.-usłyszałam kobiecy głos wydobywający się z głośnika. 
Posłusznie zapięłam pas, a już po kilkunastu minutach, byliśmy w drodze do hotelu wynajętym samochodem. Londyn był piękny, choć padał deszcz. Po drodze widzieliśmy Big Ben i London Eye, które z pewnością zwiedzimy jutro. Moje oczy mimowolnie zamykały się ze zmęczenia. W końcu dotarliśmy już do hotelu, który swoją drogą był ogromny i piękny. Wszystkie ściany były pokryte jasną farbą, a z sufitu na recepcji zwisały duże, diamentowe żyrandole. Szybko otrzymaliśmy klucze do swoich pokoi na 6 piętrze. Pokoje były przestronne z dużymi dwuosobowymi łóżkami, przy każdej sypialni była łazienka. Mała kuchnia i salon z czerwoną, skórzaną kanapą i dużym plazmowy telewizorem, który wisi na ścianie. Żałuję, że spędzimy tu tylko 5 dni. Od razu udałam się do jednego z pokoi rzucając moją torbę pod łóżko. Wzięłam najszybszy prysznic mojego życia i położyłam się spać. 




~ROSE~


-To co dzisiaj zwiedzamy?-zapytał Thomas przyglądając mi się, jak robię kanapki. 
-Obojętnie.-posłałam mu uśmiech, co odwzajemnił tym samym. 
Usłyszałam ciche skrzypnięcie drzwi, a zaraz potem w kuchni pojawił się Dylan. Zaspany przetarł swoje oczy i usiadł obok Thomas'a kładąc głowę na jego ramieniu. Uśmiechnęłam się pod nosem. Wyglądali uroczo. 
-Jesteś głodny?-zapytałam O'Briena.
-Jak jasna cholera.-mruknął. 
-W takim razie idź obudzić Alex.
-Co?
-Chyba chcesz dostać śniadanie?-zapytałam unosząc jedną brew w górę.
Oboje zachowują się dziecinnie. Wiem, że Dylan'owi podoba się Alex i uważam, że mógł szybciej zebrać swój tyłeczek i zaprosić ją gdzieś, zanim zrobił to mój brat. 
-Wolę umrzeć z głodu.-powiedział i przytulił się do Thom'a. 
Po chwili usłyszałam ciche burczenie wydobywające się z żołądka Dylan'a. Chłopak spojrzał na mnie zabójczym wzrokiem i cicho przeklinając pod nosem, ruszył do sypialni Alex i Paul'a. 
-Jesteś kochana, że próbujesz ich pogodzić.-powiedział Thomas.
Wstał z miejsca i podszedł do mnie. Stanął za mną i przytulił. Odchyliłam lekko głowę w bok i poczułam ciepłe wargi Sangstra na swojej skórze. Po chwili przez salon jak burza przebiegł zdenerwowany Dylan i wyszedł trzaskając drzwiami wejściowymi. Westchnęłam cicho i uderzyłam się z otwartej dłoni w czoło.
-Przynajmniej próbowałaś.-rudzielec powiedział pocieszająco. 
-Jestem idiotką.-jęknęłam.
-Nie jesteś. Jesteś cudowna, kochana, mądra, piękna, seksowna...-z każdym słowem Thomas składał pocałunek na moich ustach. 
Po południu ja, Tommy, Alex i mój brat spacerowaliśmy ulicami Londynu. Alex prawie w ogóle się nie odzywała. Szła smutna trzymając Paul'a od niechcenia za rękę. 
-Patrz, kochanie.-powiedział Paul, wskazując na coś palcem.
Alex mruknęła coś pod nosem, ignorując go.
-Hej, Alex. Pogadamy?-zapytałam. 
Brunetka podniosła smutne, zamyślone oczy i spojrzała na mnie. 
-Co mówiłaś?-zapytała.
-Możemy porozmawiać?
Pokiwała głową zgadzając się. Chłopcy poszli gdzieś dalej, a my usiadłyśmy w najbliższej kawiarni zamawiając coś do picia. 
-Co się dzieje?-zapytałam.
-Nie wiem... Wszystko zaczyna się pieprzyć. Rose, nie wiem co mam robić. Lubię twojego brata, ale...-umilkła wpatrując się w jeden punkt nad moją głową. 
Do jej oczu napłynęły łzy, a kiedy mrugnęła, jedna spłynęła po jej policzku.
-Ale?-zapytałam ostrożnie.
-Ale to chyba wszystko. Tylko go lubię. Nie czuję tego czegoś. To potoczyło się za szybko. Niepotrzebnie go wtedy pocałowałam.
-A co się stało, że Dylan wyszedł dzisiaj z domu taki zły?
-Nic.-wzruszyła ramionami.-Całowałam się z Paul'em, kiedy wszedł do naszej sypialni.
-Alex, zdajesz sobie sprawę, że nie jesteś mu obojętna?
Peters cicho westchnęła, zagryzła nerwowo dolną wargę i pokiwała ze zrozumieniem głową. 
-Ale on mi chyba też. 



~Alex~


Był już późny wieczór. Wszyscy siedzieliśmy oglądając telewizor. No prawie wszyscy... Dylan jeszcze nie wrócił i nie odbiera telefonu. Siedzę jak na szpilkach i cholernie się o niego martwię. Poczułam czyjeś ręce oplatające mnie w pasie. Obróciłam głowę w bok i moja irytacja osiągnęła szczyt. Usta blondyna wylądowały na moich. Nie pozwoliłam mu jednak wtargnąć językiem do wnętrza mojej buzi. Odwróciłam głowę z powrotem, starając się skupić na filmie.  
-Stało się coś, kochanie?-zapytał Craven.
-Tak, jakbyś nie zauważył Dylan nie wraca już od dobrych kilkunastu godzin.
-Martwisz się tym pajacem?-zapytał i sarkastycznie prychnął. 
-Żartujesz sobie?-zapytałam gwałtownie wstając.
Oczy Thomas'a i Rose przeniosły się na mnie. Chciałam go zwyzywać, ale ugryzłam się w język. Szybkim krokiem udałam się do korytarza, gdzie zgarnęłam swoją kurtę i wyszłam z domu. Nie wiedziałam gdzie idę, ale chciałam znaleźć Dylan'a. Błądziłam bez sensu. Zmęczona usiadłam w końcu na krawężniku i zaczęłam płakać jak małe dziecko. 
-Przepraszam, nie powinienem.-nagle usłyszałam za swoimi plecami. 
Przestraszona odwróciłam się do tyłu i zobaczyłam Paul'a. 
-Zachowywałem się jak dupek. Wiem, że Dylan to twój przyjaciel, ale ja jestem o ciebie cholernie zazdrosny.-powiedział i usiadł obok mnie. 
Położyłam swoją głowę na jego ramieniu. 
-A jeśli coś mu się stało?
-Nie martw się. Jest mądry poradzi sobie.
Wiedziałam, że mówi to nieszczerze, ale trochę podniosło mnie na duchu. 
-Wrócimy już do domu? Zbiera się na burze.
Pokiwałam twierdząco głową i po pół godzinie byliśmy już w hotelu. Wzięłam szybki prysznic i położyłam się do łóżka. Zaraz potem, poczułam jak materac obok zapada się, a ramiona Paul'a oplatają moje ciało.
-Kocham cię.-szepnął.
Nie odpowiedziałam, udając, że już śpię. 
Nie wiem ile czasu minęło, ale na ani jedną cholerną sekundę nie potrafiłam zasnąć. Przewracałam się z boku na bok szukając wygodnej pozycji do zaśnięcia. Jednak nic z tego. Słyszałam jak grzmi i krople deszczu odbijają się od szyb. Zastanawiałam się, czy może Dylan już wrócił. Moja ciekawość wygrała i po cichu wyszłam z łóżka. Na palcach przeszłam do sąsiedniego pokoju, który należał do bruneta.
-Dylan?-zapytałam cicho, jednak nikt mi nie odpowiedział. 
Z westchnieniem usiadłam na jego łóżku. 
Gdzie jesteś?-cały czas pytałam siebie myślach. 
Nieoczekiwanie światło w pokoju zapaliło się. W drzwiach stanął O'Brien. Był cały mokry, a z końcówek jego włosów kapała woda. Pod jego lewym okiem widniał fioletowy siniak. Poderwałam się z miejsca i podbiegłam do niego. Zarzuciłam ręce na jego szyję i mocno przytuliłam. 
-Co ty tu robisz?-zapytał zdziwiony.
-Czekam na ciebie, głupku! Gdzie byłeś?-zapytałam. 
Swoje dłonie położyłam na jego policzkach.
-Kto ci to zrobił?-zadałam kolejne pytanie, nie czekając na odpowiedź na poprzednie.
-Nie wiem, nie przedstawił się.-Dylan wzruszył ramionami, a ja mimo woli zaśmiałam się. 
Jeszcze raz mocno przywarłam do niego całym ciałem. 
-Nie rób tak więcej, rozumiesz?!-zapytałam zaciskając powieki.-Wiesz, jak się o ciebie martwiłam, ty cholerny dupku. 
Oddaliłam się od niego na kilka centymetrów i lekko uderzyłam go pięścią w klatkę.
-A zapowiadało się na sympatyczne powitanie.-powiedział sarkastycznie wywracając oczami. 
Przybliżyłam się do niego z powrotem i kiedy chciałam go pocałować, za plecami Dylan'a pojawił się Sangster. 
-Dylan? Boże, gdzie cię wyniosło?-zapytał zaspany.-Co masz na twarzy?
Dylan znów wywrócił oczami. 
-Pogadamy rano? Jestem zmęczony.
-Nie rób nam więcej takich numerów.-powiedział ostrzegawczo Thomas i wrócił do swojego pokoju. 
Spojrzałam prosto w oczy Dylan'a i posłałam mu lekki uśmiech. 
-Dobranoc.-powiedziałam wychodząc z jego pokoju. 
Z uśmiechem na twarzy wróciłam do sypialni, którą dzielę z Paul'em. Blondyn siedział wyprostowany wpatrując się przed siebie. 
-Wrócił?-zapytał głosem wypranym z emocji. 
-Tak.
-Nic mu nie jest?-zapytał, choć i tak wiem, że odpowiedź go nie interesuje. 
-Można tak powiedzieć.-wzruszyłam ramionami i położyłam się do cieplutkiego łóżka. 
Po kilkunastu minutach, w końcu zasnęłam.





***

Szczerze, jak pisałam mowę Dylan'a, to płakałam.
Dzięki serdeczne Kindze za pomoc, jesteś najlepsza! 
Mam nadzieję, że rozdział się wam spodoba :) 
Co tak mało komentarzy :o Statystyki pokazują, że codziennie ktoś wchodzi, a 
pod ostatnim postem tylko 3 komentarze
(serdecznie dziękuje za nie autorom ❤)
Przepraszam, że uśmierciłam w opowiadani ojca Dylan'a, ale
chciałam, żeby to była bliska osoba dla niego i nie wiedziałam
kogo :(

Jak znacie, albo piszecie swoje opowiadanie o Dylanie, to chętnie przeczytam.
Możecie mi podsyłać w komentarzach linki! 
Następny rozdział 30.11 (poniedziałek) z okazji Andrzejek!
Już na zapas życzę udanej zabawy i samych pozytywnych wróżb!